poniedziałek, 25 lutego 2013

Don't cry for me Argentina


         Pobudka 7 rano. Zbieramy sie zwawo, bo o 8 wyruszamy. Sniadanko, pakowanko i jestesmy gotowe. Poniewaz wykupilysmy wycieczke w hostelu jedzie z nami jeszcze Koreanka. O duzo wygodniejsze, bo nie musimy zalatwiac spraw na granicy, lapac kolejnych autobusow, no i nie mamy przeciez pesos. Busik zawozi nas pod samo wejscie do parku i stad tez odbierze nas o 17. Zaczynamy kolejna przygode z wodospadami. Tu tez napiecie wzrasta wraz z kolejnymi punktami widokowymi, z ta roznica, ze teraz chodzimy po tych wszystkich wodospadach, ktore widzialysmy wczoraj z daleka. To naprawde cud natury.














        Niestety nie udalo nam sie popdlynac na wyspe ze wzgledu na zbyt wysoki poziom wody, ani tez nie wykupilysmy dodatkowej wycieczki lodka. Ale i tak zwiedzanie zajelo nam piec godzin. Zmordowane (przypominamy: tu jest upal i duza wilgotnosc) wracamy do hostelu. Jeszcze dzis wyruszamy dalej – do Floprianopolis! Jak zwykle chcialysmy kupic bilety na dworcu, tuz przed odjazdem, lecz gdy pan z hostelu o tym uslyszal, szybko zainterweniowal. Zaczal dzwonic i juz pó chwili powiedzial nam, ze zostalo tylko piec wolnych miejsc, ale ze on moze je dla nas zarezerwowac i kupic. Decyzje mialysmy podjac w 30 sekund. Presja jaka wywieral na nas pan bardzo nas zirytowala, ale ostatecznie skorzystalysmy z jego “uprzejmosci”. Dobrze si estalo, bo rzeczywiscie wszystkie bilety zostaly wykupione. Mimo wszystko nie polecamy hostelu Katharina, nazwanego tak na czesc jednej z dziewczyn wspomnianego wyzej pana. Wsiadamy do autobusu, przed nami (Uwaga!) 15,5 godz. jazdy J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz