Pobudka 7 rano. Zbieramy sie zwawo, bo o 8 wyruszamy.
Sniadanko, pakowanko i jestesmy gotowe. Poniewaz wykupilysmy wycieczke w
hostelu jedzie z nami jeszcze Koreanka. O duzo wygodniejsze, bo nie musimy
zalatwiac spraw na granicy, lapac kolejnych autobusow, no i nie mamy przeciez
pesos. Busik zawozi nas pod samo wejscie do parku i stad tez odbierze nas o 17.
Zaczynamy kolejna przygode z wodospadami. Tu tez napiecie wzrasta wraz z
kolejnymi punktami widokowymi, z ta roznica, ze teraz chodzimy po tych
wszystkich wodospadach, ktore widzialysmy wczoraj z daleka. To naprawde cud
natury.
Niestety nie udalo nam sie popdlynac na wyspe ze wzgledu na zbyt
wysoki poziom wody, ani tez nie wykupilysmy dodatkowej wycieczki lodka. Ale i
tak zwiedzanie zajelo nam piec godzin. Zmordowane (przypominamy: tu jest upal i
duza wilgotnosc) wracamy do hostelu. Jeszcze dzis wyruszamy dalej – do Floprianopolis!
Jak zwykle chcialysmy kupic bilety na dworcu, tuz przed odjazdem, lecz gdy pan
z hostelu o tym uslyszal, szybko zainterweniowal. Zaczal dzwonic i juz pó chwili
powiedzial nam, ze zostalo tylko piec wolnych miejsc, ale ze on moze je dla nas
zarezerwowac i kupic. Decyzje mialysmy podjac w 30 sekund. Presja jaka wywieral
na nas pan bardzo nas zirytowala, ale ostatecznie skorzystalysmy z jego “uprzejmosci”.
Dobrze si estalo, bo rzeczywiscie wszystkie bilety zostaly wykupione. Mimo wszystko
nie polecamy hostelu Katharina, nazwanego tak na czesc jednej z dziewczyn
wspomnianego wyzej pana. Wsiadamy do autobusu, przed nami (Uwaga!) 15,5 godz. jazdy
J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz